poniedziałek, 1 grudnia 2014

3 miesiące wcześniej- rozdział 1

Melanie:
Krzyżuję ręce na klatce piersiowej i opadam ciężko na kanapę. On znowu zaczyna. Kolejna kłótnia. Chłopak chodzi nerwowo w kółko. Po pewnym czasie zatrzymuje się i kuca naprzeciwko mnie, opierając ręce na moich kolanach.
-Mel. Masz iść do lekarza.
Mówi to spokojnie, ale z naciskiem. W jego oczach widzę troskę zmieszaną ze strachem.
-Zayn, od godziny tłumaczę ci, że nie muszę! Nic się nie dzieje, proszę zrozum to!
Mulat wypuszcza powietrze ze świstem. Odsuwa się, wstaje i podchodzi do okna.
Ja również wstaję i podchodzę do niego.
-Już nie wiem, jak mam cię błagać. Martwię się.- mówi i zaczyna szybko mrugać, by nie uronić łez.
Obejmuję go rękami i przytulam.
W jednej chwili czuję jakby ból rozrywał mi głowę, ale nie mogę mu tego powiedzieć. Będzie prowadził mnie do każdego możliwego specjalisty, a nie chcę tego.
Zaciskam mocniej uścisk i próbuję walczyć z bólem.
-Nie martw się, proszę Zayn....-szepczę do jego ucha resztką sił. -Możemy usiąść? Dawno nie spędzaliśmy tak zwyczajnie czasu.
Chłopak przytakuje i siada na kanapie. Również siadam i opieram głowę na jego ramieniu. 
Po chwili zaczyna gładzić ręką moje włosy. Moje ciało przeszywa przyjemny dreszcz.
Ból głowy nie ustępuje. Jest dużo silniejszy niż zwykła migrena. Nie wytrzymuję. Muszę mu o tym powiedzieć. Otwieram oczy, ale... nadal widzę ciemność. Z moich ust wydostaje się jęk przerażenia. Czuję jak Zayn gwałtownie się podnosi i chwyta moje dłonie.
-Boże Zayn, gdzie jesteś? Ja nic nie widzę! Zayn!  Błagam ratunku!
-Nie żartuj sobie Mel! To nie jest zabawne!- mówi i macha mi dłonią przed oczami.
Krzyczę i płaczę jednocześnie. Mój szloch słyszą chyba sąsiedzi trzy ulice dalej.
Zaciskam powieki. Jestem przerażona. Wcześniej wszystko było tylko rozmazane, a teraz nie widać nic.
Czuję tylko, jak Zayn bierze mnie na ręce i biegnie gdzieś. Odpływam.

Budzę się pewien czas później. Jestem przypięta do jakiejś pikającej aparatury. Rozglądam się po pokoju, ale nikogo poza mną tu nie ma. Więc jednak Zayn ma to czego chciał. Jestem w szpitalu.  Odwracam głowę w stronę drzwi. Obok przechodzi pielęgniarka. Przystaje, patrzy na mnie i wchodzi do sali. Uśmiecha się ciepło.
-Dzień dobry Melanie! Jak się czujesz?- pyta poprawiając kroplówkę.
-Trochę boli mnie głowa. 
Kobieta patrzy na mnie z politowaniem.
-To zrozumiałe. Lekarz przyjdzie do ciebie jutro rano. 
Uśmiecham się lekko. Kobieta odpowiada tym samym i wychodzi.
Kilka sekund później słyszę pukanie do drzwi.
-Proszę!- wołam i podnoszę się do siadu.
Zayn wchodzi nieśmiało i patrzy na mnie błagalnym wzrokiem. Zatrzymuje się tuż za progiem.
-Nie wejdziesz dalej? Ej, skarbie, co jest?- pytam, a chłopak zaczyna płakać.
Podbiega do mnie i przytula się. 
-Dlaczego mnie nie słuchałaś? Dlaczego nie chciałaś iść do lekarza? Melanie... boję się o ciebie. 
Mówi to z przejęciem. Wycieram jego łzy. Czuję, że go zraniłam. Zraniłam kogoś, kogo kocham. A to wszystko dlatego, że jestem uparta. Mogłam iść do tego lekarza.  Czuję się strasznie samolubna. Miałam gdzieś, że chłopak się martwi, bo nie chciałam tracić czasu. Widok jego łez spowodowanych moją osobą, to chyba najgorsza kara na świecie.
-Przepraszam. Nie chcę, żebyś się o mnie martwił- mówię nie patrząc na niego.
Uspokaja się. 
-Teraz nie masz wyjścia. Będziesz miała wszystkie badania. Już moja w tym głowa. Załatwiłem dobrego lekarza.
Wzdycham ciężko i wywracam oczami na co mulat parska śmiechem.

Rozmawiamy do czasu, aż przychodzą moi rodzice. Dziękują chłopakowi i subtelnie dają mu do zrozumienia, żeby sobie poszedł. 
-To ja już idę. Wpadnę jutro rano. Dobranoc Mel!- woła i całuje mnie w czoło.
-Dobranoc Zayn- odpowiadam i uśmiecham się.
Mama siada przy łóżku i trzyma moją rękę tak mocno, jakby bała się, że gdzieś ucieknę.  
Milczymy. Nie mamy tematów do rozmowy. Smutne ale prawdziwe. Ojciec po pięciu minutach zaczyna rozmawiać przez telefon. Wychodzi z sali, a zza drzwi słychać, jak krzyczy na jakiegoś człowieka.
Matka też wyjmuje swoją komórkę i coś w niej sprawdza.
- Dobra, idźcie stąd. Nie możecie wytrzymać kilku minut bez rozmawiania przez telefon?! Po co przyszliście? Popatrzeć?
Kobieta podnosi wzrok, prycha i wychodzi z sali zabierając torebkę oraz płaszcz.
Odwracam głowę w drugą stronę. Trochę boję się zamknąć oczy, ale po pewnym czasie zmęczenie wygrywa i zasypiam. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz