piątek, 5 grudnia 2014

To tylko sen... tylko sen - rozdział 2

Melanie:
Otwieram oczy. Tym razem wszystko jest okay. Widzę.
Na dworze jest szaro, co zauważam przez szparę w roletach. W oddali słyszę kroki. Zapewne pielęgniarki lub doktora. Odwracam się na bok, by móc dosięgnąć szafki. Wyjmuję komórkę i sprawdzam, która godzina.
-Piąta czterdzieści trzy Melanie- słyszę za sobą głos.
Szybko odwracam głowę w stronę drzwi. Przy moim łóżku stoi lekarz. Ma może dwadzieścia pare lat. Jest bardzo przystojny. Ma kręcone, brązowe włosy, zielone oczy i około 190cm wzrostu.
-Dziękuję- odpowiadam po długiej chwili.
Mężczyzna opiera ręce o barierkę łóżka, pochylając się lekko do przodu.
-Możesz mi się przedstawić?
-Pan już zna moje imię, nazwisko, wiek...- odpowiadam.
Nie widzę sensu w jego pytaniu.
- Chciałem usłyszeć to od ciebie- mówi.
-Nazywam się Melanie Davis i mam dziewiętnaście lat.
- Możesz mi opowiedzieć coś o sobie?
Zadając pytanie, podchodzi do ściany i opiera się o nią plecami.
Unoszę brew ze zdziwienia.
- Po co?
Wzrusza ramionami.
-Lubię poznawać swoich pacjentów. Do każdego trzeba mieć inne podejście.
- Można i tak...- mówię pod nosem.- A pan mi się nie przedstawi?
- Harry Styles- odpowiada krótko.
- Ładnie- wymawiam szybciej, niż pomyślę. W sekundę robię się czerwona i modlę w duchu, by o tym zapomniał. Jednak nie zapomina. Uśmiecha się, a w jego policzkach robią się dołeczki.
- Więc jak? Powiesz mi?
- Co konkretnie chce pan wiedzieć, panie doktorze?
- Oh, czy ja wiem... Czym się interesujesz, jak spędzasz czas...
Mężczyzna nie odrywa wzroku od mojej osoby. Chociaż może mi się wydaje? Może na wszystkich tak patrzy? W sumie to nic złego nie robi.
- Interesuje się... hm, motoryzacją, muzyką. Mało związane z pańskim fachem.
Kiwa głową.
- A jak spędzasz czas?
Pyta, zmieniając kroplówkę.
- Czytam, pływam, chodzę do kina... Różnie, wszystko zależy od nastroju.
- Nie wyglądasz na dziewczynę, którą kręcą samocho...
Jego wypowiedź przerywa dzwonek komórki.
- Przepraszam- rzuca i udaje się w stronę wyjścia.
Odprowadzam wzrokiem mojego gościa. Nie czekam długo, kiedy w mojej sali pojawia się pielęgniarka i oznajmia, że zabiera mnie na jakieś badania. Odpina ode mnie te wszystkie kabelki i kroplówki i wychodzimy z sali.

( Zayn )
Idę korytarzem szpitala. Wszystkie pielęgniarki, które mijam mają posępne miny. Dochodzę do sali Mel.  Pukam,  ale nikt mi nie odpowiada.
-Mel?-mówię,  wchodząc do pomieszczenia.
Nikogo tu nie ma. Puste, zaścielone łóżko sprawia,  że moje serce zaczyna bić trzy razy szybciej. Wychodzę natychmiast z sali. W głowie tkwi tylko jedno: czy ona...
Siadam na krześle, którego wcześniej nie zauważyłem i zakrywam głowę rękami.
Chwilę później słyszę kroki. Osoba staje obok mnie.
-Przykro mi, niestety...
Słowa mężczyzny zadają mi niesamowity ból.  Czuję się rozdarty. Nie wierzę, że jej już nie ma. Zrywam się z miejsca i wpadam do sali. Upadam na kolana przy jej łóżku, a po moich policzkach zaczynają spływać łzy.
-Dlaczego mi to zrobiłaś?! Dlaczego?! Boże, przecież ja cię kochałem! Kocham! Melanie!-wrzeszczę.
                                                       
Budzę się oblany zimnym potem. Moja klatka piersiowa szybko się unosi i opada. Przełykam ślinę i odkrywam kołdrę ze swojego ciała. Podchodzę do okna i otwieram je. Zaciągam się świeżym powietrzem, jednocześnie uspokajając.                      
-To tylko sen. Tylko sen-szepcze sam do siebie i opieram głowę o zimną szybę.
Słońce powoli wschodzi i zapowiada się piękny dzień. Oh zaczynam gadać, jak pogodynka!-karcę się w myślach.
-Zayn? Ej stary!
Słyszę głos z podwórka. To Louis.
-O, cześć.
-Już nie śpisz? To realne?-Prycha.
-Tak - warczę.
-Czyli coś się stało. Możesz zejść? Obudzimy wszystkich,  jak będziemy tak gadać.
Wywracam oczami i zamykam okno.
Zakładam nową koszulkę i zchodzę na dół cicho, żeby nie obudzić ojca.
Louis stoi już przed drzwiami od tarasu.
Otwieram mu, a on natychmiast udaje się do salonu.
-Mów.
-Dzień dobry Lou - odpowiadam,  na co chłopak posyła mi uśmiech.
-Melanie jest w szpitalu. Ma problemy ze wzrokiem.
-Dlatego tak wcześnie wstałeś? -pyta, przecierając koszulką jabłko,  które właśnie wyjął z koszyka.
-Ale się uczepiłeś tego wstawania!
- Ludzie rzadko zmieniają swoje przyzwyczajenia - mówi wzruszając ramionami i bierze gryz jabłka.
-Miałem zły sen...
-O czym?
Patrzy na mnie zaciekawiony.
-Nie ważne- mówię wymijająco.
-Ważne.
-Zapomniałem, że jesteś taki wkurzający. 
Chłopak uśmiecha się.
-Nie mam teraz czasu, na opowiadanie snów. Zaraz jadę do Mel.
-Więc pojadę z tobą.
Słowa Lou trochę mnie zaskakują.
-Serio?
-Serio, serio.
-Okey, daj mi chwilę...

Po trzydziestu minutach jesteśmy już w gmachu szpitala. Louis podąża za mną, do sali Melanie. Jest otwarta. Przypominam sobie sen, a raczej koszmar...
Posyłam przyjacielowi niepewne spojrzenie,  a on wymija mnie i wchodzi pierwszy.
-Hej Mel!-woła radośnie i przytula się do dziewczyny.
-Louis! A gdzie Zayn?
-Jestem,  jestem- wołam i wchodzę do środka.
Podchodzę do dziewczyny i całuję ją delikatnie.
-Był u ciebie lekarz?
-Tak, ale na chwilę. Tylko się przedstawił. Potem miałam badania i wróciłam tutaj.
-Mówił coś?
-Właściwie to nic.
Wzrusza ramionami.
-Pewnie, jak będą wyniki to przyjdzie.
-Przystojny chociaż? -pyta Louis żartobliwie.
-Żebyś wiedział! Ale nie tak, jak Zayn!-woła i tracą chłopaka łokciem.
Potem oboje wybuchają śmiechem.

(Melanie)
Czas minął dużo szybciej w towarzystwie chłopaków. Fajnie, że przyszli. Martwi mnie tylko jedno. Jest już 13.10, a Styles nie przyszedł z wynikami.
Pewnie ma jakąś operację, czy coś i nie może, tłumaczę sobie.
-Witam- znajomy głos rozchodzi się po sali.
-Witam pana, doktorze - odpowiadam.  Uśmiecha się i patrzy na Zayn'a i Lou.
-Masz gości... dobrze, nie będę wam teraz przeszkadzał. Przyjdę później... 
Jest jakby... zawiedziony? Tak, to chyba ten wyraz twarzy. Ciekawi mnie tylko dlaczego.
-Do widzenia!-woła Lou i wstaje z krzesła. -Będę leciał. Mam pare spraw do załatwienia... A swoją drogą Zayn, radzę Ci uważać.
-Na co?-pyta zdziwiony. 
-Na tego doktorka- woła i zaczyna się śmiać. 
-Dobra Louis, idź już!- woła wypychając go za drzwi.

...

Pół godziny po wyjściu Zayn'a poszłam do łazienki pod prysznic. Umyłam się, przebrałam i wyszłam na korytarz. Pierwszy raz mogłam się dokładniej przyjrzeć temu miejscu. Ściany były jasnożółte ze wstawkami z soczystą zielenią, a krzesła z prawdziwego drewna dodawały naturalnego wyglądu.
Usiadłam na takim krześle koło okna. Było naprawdę cudownie. Zamknęłam oczy i przysunęłam twarz bliżej szyby, tak by słońce ją ogrzewało. 

-To był twój chłopak? Ten... Zayn.
Głos doktora Styles' a. Właściwie to sam doktor Styles. 
-Śledzi mnie pan?
-Zadałem ci pytanie Melanie.
Nagle zrobił się szorstki. Co go ugryzło?  
-Um... tak, to mój chłopak.  Coś nie tak doktorze?
-Nie, wszystko okey - powiedział pod nosem.-Mel, możesz na mnie wreszcie spojrzeć?!
Przestraszona szybko odwracam głowę i otwieram oczy. Ciemność. 
-Panie doktorze!-piszczę. -Nic nie widzę!

~~~~~~~~~~~~~~~

Oto drugi rozdział, mam nadzieję,  że się podoba :) 

Piszcie proszę,  co sądzicie,  bo to dla mnie bardzo ważne! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz